Pages - Menu

poniedziałek, 29 września 2014

Dresowa metamorfoza :)



 W szafie Helenki od jakiegoś czasu zalegało kilka par dresów, które w praktyce okazały się zupełnie nie do noszenia - szerokie nogawki na dole ciągle podwijały się, a krótka góra odsłaniała plecki. Okazało się, że przerobienie takich dresów to nic skomplikowanego:) 
Poniżej postaram się krok po kroku opisać jak to się robi. 
Dodam również, że ten sposób działa również przy "dorosłych" dresach - na pewno w szafie każdej z Was są duże, luźno-niemodne drelichy - także nożyce w dłonie i do pracy! 


1. Na dresy do przeróbki kładziemy dresy, które leżą na naszym dziecku w sam raz. Dla nas idealny krój mają dreski z h&m - odpowiednio dużo miejsca na pieluchę i odpowiednio obcisłe nogawki. Przykładamy obie pary tak, aby kroki się zgadzały i odrysowujemy kształt węższej nogawki.


2. Odcinamy zbędny materiał oraz podwinięte końcówki dresów.


3. Zszywamy - najpierw ściegiem prostym, potem zygzakowatym.


4. Wycinamy nowe ściągacze - ponieważ moja przesyłka z zamówionymi ściągaczami jeszcze nie dotarła - ściągacze wycięłam z mojego starego sweterka. Polecam do tego ściągacze np. ze starej bluzy - są grubsze. Szerokość ściągacza należy wymierzyć tak, żeby był przyszywany rozciągnięty - tzn. musi mieć ok. 1 - 1,5 cm mniej niż obwód nogawki.


5. Przyszywamy ściągacze. Najpierw na lewej stronie - ściegiem prostym. Ja dodałam jeszcze jeden ściągacz na górze dresków, ponieważ te były bezsensownie płytkie i odsłaniały Helence plecki, jednak w innej przerobionej przeze mnie parze ta czynność była zbędna.


6. Na prawej stronie ściągacz przeszywamy ściegiem zygzakowatym.


7. I w zasadzie gotowe :) Dla ozdoby i wygody przy raczkowaniu dodałam jeszcze polarkowe serduszka i kokardkę przy gumce.


Teraz już nic nam się nie podwija, a nowy look jest modny i nie wstyd w takich dresach wyjść na miasto... bądź wieś w naszym wypadku;)! 






czwartek, 18 września 2014

Jaglane ciastka czyli coś zdrowego dla każdego :)

O wspaniałych właściwościach kaszy jaglanej słyszę już od jakiegoś czasu (kasze teraz ewidentnie przechodzą swój renesans) i tak jak z kaszą gryczaną nie mam najmniejszego problemu, to kasza jaglana niestety do mnie nie przemawia... ani na słodko ani nijak inaczej.
Helena moja na szczęście nie odmawia kaszy jaglanej z przetartymi owocami i wygląda na to, że nawet jej smakuje. Szperając w internecie natknęłam się na ciastka jaglane, stwierdziłam że spróbujemy, to może i ja polubię tą żółtą breję;). Ponieważ w każdym przepisie coś mi nie pasowało,połączyłam kilka w jeden i upiekłam swoje ciastka. Szczerze przyznam, że wyszły smaczne i w takiej postaci spokojnie mogę tą kaszę zajadać! Od razu uprzedzam, że jeśli spodziewacie się chrupiących, pszennych ciastek to się zawiedziecie - kasza sama w sobie jest dość wilgotna, więc i ciastka w środku są lekko mokre...Idealnie nadają się do pracy na drugie śniadanie lub jako szybka przekąska np. na spacerze z dzieckiem, ponieważ są naprawdę sycące!
Helenka za nimi przepada, a mój mąż stwierdził, że jak na coś tak zdrowego są wyjątkowo smaczne - także szczerze polecam;)!

Składniki:
- 1,5 szklanki ugotowanej, ostudzonej  kaszy jaglanej (ugotowałam pół na pół w wodzie z mlekiem - dzięki temu kasza nie jest gorzka)
- 50 g rozpuszczonego i ostudzonego masła,
- 2 łyżki płynnego miodu,
- 3 łyżki brązowego cukru (myślę, że spokojnie cukier można zastąpić rozgniecionym, słodkim bananem jeśli nie chcemy dodawać cukru)
- 1 jajko,
- 1/2 szklanki mąki żytniej, (można użyć kukurydzianej dla bezglutenowców)
- pół szklanki zblenderowanych płatków owsianych (można dodać w całości)
- 1/3 szklanki rodzynek lub suszonej żurawiny (ja pokroiłam je na małe kawałeczki żeby Helenka się nie zakrztusiła przy jedzeniu)
- 1/3 szklanki orzechów lub słonecznika
- pół łyżeczki proszku do pieczenia,

Przygotowanie:
W misce mieszamy masło, miód, cukier i jajko. Dokładnie mieszamy. Dodajemy ugotowaną i ostudzoną kaszę, mąkę z proszkiem do pieczenia i dodatki. Mieszamy.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia nakładamy porcje ciasta łyżeczką i formujemy ciastka.
Pieczemy ok. 17 minut. Studzimy na kratce.
Smacznego i zdrowego! :)







wtorek, 9 września 2014

Szyjemy pościel :)

Szukałam pościeli dla Helenki dłuższy czas i niestety zawsze coś mi nie pasowało w tych sklepowych kompletach...a to materiał był kiepskiej jakości, a to jakiś szczegół we wzorze był nie taki, a jak już coś mi się podobało to kosztowało fortunę. W końcu stwierdziłam, że sama uszyję - w końcu wystarczy tylko zszyć dwa kawałki materiału :). Zakupiłam piękne i porządne tkaniny na dwa komplety pościeli (nie mogłam się zdecydować między dwoma wzorami - więc wzięłam oba :) - polecam www.pepileti.pl ) i uszyłam...jeden póki co, bo okazało się, że jeśli chcę porządną rzecz to trzeba przy niej chwilę posiedzieć. Co prawda, faktycznie można uszyć pościel zszywając po prostu dwa kawałki tkaniny, bez suwaków, guzików i innych skomplikowanych manewrów (np. te poszewki z IKEA mają po prostu zostawioną dziurę na kołderkę i już) - ale ja lubię bardziej eleganckie wykończenia...
Nie będę opisywała jak uszyć taką pościel, ponieważ faktycznie jest to kwestia zszycia odpowiedniej wielkości kawałków materiału (w zależności od wielkości kołderki), dodaniu guzików, bądź suwaka i gotowe:)
Koszt takiego kompletu (oczywiście w zależności od ceny użytych materiałów) to ok. 50 zł, także chyba tak normalnie - nie drogo ani nie tanio. Jakość bawełny ma znaczenie - powinna być odpowiednio gruba, żeby można było ją prać i prasować w wysokiej temperaturze, nie powinna się gnieść i oczywiście powinna być milutka i mięciutka - nie ma, co oszczędzać na tkaninach jeśli to ma służyć naszym pociechom!





Odkryłam w mojej maszynie opcję szycia dziurek do guzików! (pewnie prawie w każdej maszynie jest ta opcja, ale ja dopiero pierwszy raz z niej skorzystałam i jestem zachwycona!)



Jak uszyję komplet nr 2 to się Wam pochwalę, póki co materiały leżą i czekają na wolny wieczór...

poniedziałek, 1 września 2014

Pyszny i zdrowy sok malinowy :)

Chociaż to już końcówka pierwszo-jesiennych malin (przynajmniej tak mówią sprzedawcy) - cena jest na tyle odpowiednia (u nas - 4,5zł) - że można zainwestować i zakupić kilka opakowań. Później, w zimę, kiedy dopadają nas różne katary, kaszle i inne stwory możemy wspomagać się własnym, cudownie pachnącym i aromatycznym syropem malinowym! Często podczas choroby hektolitrami wlewamy do herbaty sklepowy sok malinowy - polecam jednak przeczytać na etykiecie ile zawiera malin - ostatnio znalazłam sok, który miał UWAGA 0,22% (!) zagęszczonego soku malinowego - samo zdrowie, prawda?
Nasz syrop malinowy to same maliny z cukrem i cytryną - pyszne i zdrowe!
Oto jak go zrobić:

Składniki :
 malin dowolna ilość
 cukru taka sama ilość (ja daję trochę mniej i też jest dobry)
sok i skórka z połowy cytryny

 Potrzebujemy duży słój, sypiemy do niego na spód cukier, potem układamy na przemian warstwy malin i cukru. Na górze maliny powinny być zasypane cukrem, żeby się nie psuły. Przykrywamy gazą i zostawiamy w ciepłym miejscu na 2 dni. W słoiku będzie widać jak sok zbiera się na dole.

Po 2 dniach wsypujemy maliny z cukrem do garnka i zagotowujemy. Dodajemy sok i skórkę z cytryny, mieszamy. Teraz można po prostu przecedzić sok przez sitko, przelać do butelek i już. Ja jednak łyżka po łyżce wkładam "papkę" malinową w gazę i wyciskam z niej sok do ostatniej kropelki. Jest to dość upierdliwa robota, ale nic się nie zmarnuje:).

Butelki wyparzam w piekarniku nagrzanym do 120 stopni przez ok 15 min. Zagotowuję (nie gotuję) otrzymany sok i przelewam do wyparzonych, gorących butelek. Odstawiam do ostygnięcia i gotowe :)!